A co jeżeli nie zaliczę pierwszego semestru na studiach? Jeżeli to nie jest to co chciałabym robić? Znaczy może nie tyle, że poszłam na kierunek, który mnie nie isteresuje, ile poszłam na kierunek który nie przyniesie mi dużych pieniędzy w przyszłości... A to jest spory kłopot. Niby chciałabym robić to co bym mogła po tych studiach, ale czy jest sens ciągnąc to, przez 5 lat, tylko dla mojej własnej satysfakcji? Później będę się szamotać, walczyć o każdy grosz, nie zamieszkam w świetnie umeblowanej kawalerce w centrum miasta, nie będzie mnie stać na obiady w restauracjach, na kawę w kawiarni... Mój problem tkwi w tym, że ja uwielbiam wydawać pieniądze. Nie zawsze mam ochotę korzystać z zakupu, ale uwielbiam moment wybierania go, później stania przy kasie i płacenia. Wiem, że pieniądz to nie wszystko, ale bez niego ciężko się obejść. Jestem realistką. Poza tym, żeby wykonywać zawód o którym mówię, może wystarczy skończyć jakieś bliżej nie określone studium i w ten sposób zaspokoić swoje widzi-misie?
Chciałabym robić tyle rzeczy gdy będę już dorosła. Nazbyt dużo aby pokończyć do każdego mojego planu odpowiednia studia, zdobyć doświadczenie i zająć się tym zawodowo. Za dużo pomysłów, za mało czasu na zdobycie wykształcenia i sensownego doświadczenia. A teraz, w wieku niecałych 20 lat jak ja, do cholery mogę wiedzieć co jest odpowiednie dla mnie? Zazdroszczę ludziom, którzy mają swoje pasje, którzy wiedzą czego chcą, z zawziętością dążą do swego celu. Podziwiam takich. Ale ja do nich nie należę. Pozostało mi odszukanie własnej drogi poprzez system 'prób i błędów'.